środa, 23 lutego 2011

6. Bienvenue en enfer...

         Ostatnie dwa dni były istnym piekłem, mimo tego moja waga nie drgnęła ani w jedną stronę ani w drugą. Nie panuje nad sobą, nie panuje nad moimi rękoma, nie panuje nad moimi ustami. Kęs za kęsem, nie czuje już smaku, połykam. Wymiotuje.
          Perfekcja. Jaka perfekcja? Perfekcyjnie to ja potrafię chyba wyczyścić lodówkę. Nadal ćwiczę. Polubiłam to. Zobaczymy jak będzie jutro. Nie będę nic planować. Fakt, w głowie mam już mnóstwo scenariuszy jutrzejszego dnia. Proszę, niech się uda. Niech będzie chociaż raz perfekcyjnie.



wtorek, 22 lutego 2011

5. To będzie godzina w której dzwony biją w inny sposób...

To będzie godzina w której dzwony biją w inny sposób, piekło,
które szarpie i koi zarazem, ale spisuje się na skórze i kościach.

To ciało, słyszysz? dostałam je i marnuję, niechętnie użyczam

ze względu na marmurowe pęknięcia i znamię na udzie. Jeszcze
go potrzebuję do kilku zadań: dzielenia żeber, stanu, gdy pękają
płuca, a także, mój drogi rozjemco wszystkich luster, potrzebuję
ciała i umierania, gdy jestem zbyt bliska komuś, zamiast sobie.
Dlatego to będzie moja godzina i nieskończona amnestia. Grafy.

To nie rozwiąże kobiety, czy urody prawego skrzydła. dlatego

daydream i borderline, koło szans, dlatego nie lubię wychodzić
i komukolwiek kłamać. Rozdawać się i rozmawiać z innymi poza
własnymi demonami, bo oko odbiera, a to się zawsze źle kończy
dla mej chwiejności. Małe wieczności nad stołem to warty.

poniedziałek, 21 lutego 2011

4.

         Polak głodny polak zły, ale czy na pewno? Co czuję będąc głodna? Nie wiem, chyba czuje się taka czysta, nieskażona jedzeniem, tłuszczem, węglowodanami etc.. Cały dzień - idealnie. Kawałeczek ciasta wieczorem - rzyganie. Myślałam, że już będzie dobrze, że dam radę. Ciasto, dwie czekoladki. Jebać to. To, że będzie lepiej powtarzam co wieczór kładąc się spać. Muszę ćwiczyć i będę ćwiczyć. Tylko to na razie mnie usprawiedliwia.

sobota, 19 lutego 2011

3. She's retrieved control again.

        Hm, mam w głowie tyle tematów które chciałabym poruszyć w dzisiejszym poście, że aż sama nie wiem od czego zacząć. Jest ok, wczorajsze urodziny dziadka nie były aż tak straszne - fakt jadłam, ale potem bardzo dużo ćwiczyłam. Dziś pierwszy dzień mojego odchudzającego planu - 600 kcal. Będę schodzić o 100 w dół aż do piątku (2-dniowa głodówka). Jak na razie zjadłam 450 więc zjem jeszcze kolację. W następną niedziele 18 mojej najlepszej przyjaciółki. Będę wyglądać pięknie. Oczywiście do tego dnia nie rezygnuję z ćwiczeń, chyba tylko dzięki nim jakoś jeszcze utrzymuję wagę. Chyba odzyskuje kontrolę.
        Zarejestrowałam się na jakimś motylkowym forum, ale nie jestem do końca pewna czy będę tam pisać. Chyba wystarczy mi blog i ja sama. Przeglądając blogi na onecie natrafiłam na parę, które mnie przeraziły... jeszcze gorsze były komentarze. Czy ja też taka jestem? Taka jak te małe dziewczynki które "chcą any"?



czwartek, 17 lutego 2011

2. Happy birthday.

           Mam ochotę napisać tu swoje wszystkie żale i smutki spowodowane dzisiejszym dniem... czy to ma sens? nie wiem. Nie biegałam, nie chciało mi się wstać. A tak ładnie wszystko przygotowałam, wyprasowałam dres, wyczyściłam buty, przygotowałam skarpetki, kurtkę... wszystko. Kolejne niepowodzenie, kolejna porażka. Śniadanie - ładnie obiad - jeszcze ładniej... potem? nutella, kilkanaście łyżeczek kremu do tortu no, bo trzeba spróbować, tost - wymioty kanapki - wymioty. Dziś zostają mi tylko ćwiczenia. Jutro urodziny dziadka, nie oszukujmy się, to wiadome, że będę jadła, lecz postaram się żeby nie zjeść dużo. Później będziemy myśleć co dalej. Nienawidzę ferii, wychodzę wtedy z rytmu swojego życia i po pewnym czasie sama się w tym gubię. Tak bardzo się boję. Boję się, że wszystko co osiągnęłam do tej pory spierdolę swoją głupotą i brakiem kontroli ... 



środa, 16 lutego 2011

1. Did you miss me?

            Poczułam, że muszę to zrobić, że tak będzie łatwiej. To nie jest mój pierwszy blog, odchudzam się już w sumie 3 lata, z mniejszymi i większymi sukcesami no i z porażkami. Na początku powinnam chyba napisać co nieco o sobie, ale daruje sobie. Napisze tylko najbardziej istotne fakty. Aktualna waga: 67-68, wzrost: 172 zaczynałam od: 76-77. Cóż pisać... dziś 46 dzień mojej codziennej walki. Grzeczne dziewczynki nie połykają. Mówię sobie to codziennie. Ferie... jest ciężko.. dwa dni stracone (przynajmniej ćwiczyłam). Rozpisany plan na 2 tygodnie. Trzeba wziąć się w garść. Jutro biegam, budzik już nastawiony.